Minister środowiska Jan Szyszko staje po stronie brudnego przemysłu, a nie obywateli, zaskarżając przepisy, które mają chronić nasze środowisko i zdrowie. Na dodatek szuka sprawiedliwości przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej, którego decyzje sam od paru miesięcy bezprecedensowo lekceważy – komentuje Marek Józefiak z Greenpeace.
Kiedy pod koniec lipca br. Komisja Europejska przyjęła decyzję wdrażającą tzw. konkluzje BAT, które zaostrzają normy dla zanieczyszczeń emitowanych przez elektrownie węglowe, zegar dla starych elektrowni zaczął tykać. Nowe przepisy to szansa na pozbycie się z europejskiego i polskiego krajobrazu największych węglowych trucicieli, odpowiedzialnych za tysiące przedwczesnych zgonów wśród obywateli. Tymczasem niespodziewanie w obronie interesów energetyki węglowej pod koniec października stanął Jan Szyszko, który według naszych informacji wciąż jest ministrem środowiska, a nie, jak mogłoby się zdawać, jakiegoś nowo powstałego resortu promocji węgla.

Poziom absurdu tej sytuacji rośnie, gdy dodamy do tego, że do stałej narracji naszego rządu należy mityczny czysty węgiel. Używanie tego oksymoronu przez rządzących jest kolosalnym nadużyciem. Możemy zmniejszać ilość zanieczyszczeń ze spalania węgla – i o to właśnie chodzi w konkluzjach BAT – ale nie jesteśmy w stanie sprawić, by elektrownie węglowe nie emitowały ogromnych ilości gazów cieplarnianych, które zmieniają nam klimat i przyczyniają się do większej liczby katastrof naturalnych, takich jak orkany, które ostatnio nawiedzają Polskę.

Dlatego swoistym kuriozum jest to, że gdy pojawia się realna szansa na zmniejszenie ogromnego negatywnego oddziaływania sektora energetycznego, minister Szyszko nie staje w obronie obywateli, a przemysłu. “W opinii Ministerstwa Środowiska dostosowanie polskich przedsiębiorstw, w krótkim okresie (4 lata), do restrykcyjnych wymogów konkluzji BAT będzie wymagało bardzo wysokich nakładów finansowych” – konkluduje swój komunikat o zaskarżeniu konkluzji BAT Ministerstwo Środowiska. Jednak zapomina dodać, że emisje z polskich elektrowni powodują przedwczesne zgony blisko 6 tysięcy osób i 127 tysięcy ataków astmy u dzieci rocznie. Nie wspomina też, że o spodziewanej zmianie przepisów sektor wiedział od dawna. Co więcej, mógł i powinien był się na nią przygotować.

Konkluzje BAT wypracowywano przez sześć lat, w żmudnym procesie z udziałem przedstawicieli państw członkowskich, świata nauki i organizacji pozarządowych. Polski sektor energetyczny był z gruntu przeciwny zaostrzaniu przepisów emisyjnych, co wyraźnie można było odczuć w stanowisku polskiego rządu. Jednak oficjalnemu zaniepokojeniu nowymi regulacjami nie towarzyszyło realistyczne, biznesowe podejście do problemu, czyli przygotowanie się na zmiany. Dominowało i najwyraźniej nadal dominuje podejście: jakoś to będzie.

Jakoś musi być, bo i do tej pory jakoś było. Połowa polskich elektrowni otrzymała od rządu odstępstwa od uprzednio obowiązujących unijnych regulacji dotyczących emisji zanieczyszczeń. Widać jak na dłoni, że ten sektor ma szczególne względy u polskich polityków.

Można by się rozmarzyć, że uprzywilejowaną pozycję sektora energetycznego będzie próbował ograniczyć minister środowiska – przecież taka jego rola, reprezentować społeczeństwo, które chce oddychać czystszym powietrzem. Tyle marzenia, a rzeczywistość jest taka, że ministrem środowiska w 2017 roku jest Jan Szyszko.