6 grudnia w Sejmie przyjęty został rządowy projekt ustawy o rynku mocy. Dla zwykłych obywateli oznacza to kolejne podwyżki rachunków za energię elektryczną. Wprowadzenie rynku mocy będzie wiązać się z wprowadzeniem nowego źródła dotacji dla energetyki opartej na węglu, technologii szkodliwej dla środowiska i naszego zdrowia – komentuje Anna Ogniewska z Greenpeace.

Przedstawiciele Ministerstwa Energii twierdzą, że chodzi o to, by w gniazdku był prąd. Tak naprawdę chodzi o to, by dofinansować największe koncerny energetyczne, które, zamiast inwestować w odnawialne źródła energii (OZE), próbują kurczowo trzymać się węgla i modernizować przestarzałe, nadające się do zamknięcia bloki węglowe.

Już w latach 1990-2016 co roku dopłacaliśmy do rozwoju energetyki węglowej 8,5 mld złotych. Analizy ekspertów z WiseEuropa opublikowane w raporcie “Ukryty rachunek za węgiel 2017” wskazują też, że m.in. przez wprowadzenie rynku mocy w kolejnych latach (do roku 2030) corocznie zapłacimy jeszcze więcej – nawet 11 mld zł. Początkowo rząd twierdził, że projekt rynku mocy kosztować będzie ok. 4 mld złotych rocznie. Po wprowadzonych ostatnio poprawkach koszty te mogą wzrosnąć nawet dwukrotnie. Zapłacimy za to my wszyscy. Najwięcej sektor małych i średnich przedsiębiorstw. Według pierwotnych założeń projektodawców aż 15 mld zł do roku 2027. 6,9 mld zł netto dołożyć mają gospodarstwa domowe. Tymczasem po zmianach grupy te mogą zapłacić nawet dwa razy tyle.

Transformacja polskiego sektora energetycznego jest nieunikniona. Jeżeli zaczniemy ją już dziś, może kosztować mniej. Wprowadzenie rynku mocy sprawi, że każdy z nas zapłaci dwa razy – dziś za dopłaty do węglowego skansenu, a jutro do czystych technologii. Szkoda, że w Sejmie wygrał interes dużego biznesu kosztem nas wszystkich, podczas gdy inne rozwiązania są już w zasięgu ręki.