Droga do uzyskania koncesji na wydobycie z odkrywki Złoczew jest długa i wyboista, ale inwestor, spółka PGE, choć z jednej strony mocno prze do szybkiego zabezpieczenia złoża, to z drugiej – przyznaje, że… nie wie, czy odkrywka w ogóle powstanie. Tymczasem część samorządowców z gmin, które ma objąć kopalnia, przyjęłoby ją z otwartymi ramionami, mimo sprzeciwu własnych mieszkańców. Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska wciąż waha się z wydaniem zgody środowiskowej, więc to w niej mieszkańcy pokładają nadzieję, a nie we własnych włodarzach.
Na początku sierpnia spodziewana była decyzja Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska (GDOŚ) w sprawie złożonego przez Greenpeace odwołania od zgody środowiskowej na powstanie odkrywki Złoczew wydanej przez regionalną dyrekcję w Łodzi (RDOŚ). Zamiast tego, ze względu na skomplikowany charakter sprawy, GDOŚ przedłużył postępowanie do 31 października. To po raz kolejny oddala w czasie uzyskanie koncesji na wydobycie węgla brunatnego – coraz mniej realne staje się osiągnięcie tego celu jeszcze w 2018 roku, jak zakładała kopalnia.

W przeciwieństwie do GDOŚ, wątpliwości co do inwestycji nie mają niektórzy samorządowcy. Warunkiem niezbędnym do uzyskania przez PGE koncesji na eksploatację złoża jest uchwalenie przez radnych gmin, na terenie których planowana jest odkrywka, studium zagospodarowania przestrzennego, które uwzględnia kopalnię. Rada gminy Ostrówek 20 lipca br. po raz kolejny takie studium uchwaliła. I po raz kolejny uczyniła to wbrew woli mieszkańców. Obecni na sesji rady gminy obywatele podważali jakość przeprowadzonych konsultacji społecznych, zgłaszali wątpliwości co do wysokości stawek należnych za wykup gruntów oraz wyrażali obawy o straty lokalnych rolników na skutek działania leja depresji, który powstanie po uruchomieniu odkrywki. Radni odrzucili wszystkie uwagi zgłoszone do projektu studium przez rolników i ekologów.

Warto przypomnieć, że poprzednie studium planistyczne, przyjęte przez radnych z Ostrówka z pominięciem głosu społecznego i z licznymi uchybieniami formalnymi, zostało skutecznie zaskarżone przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Łodzi. Sąd przyznał wtedy rację mieszkańcom i szokuje fakt, że radni po raz kolejny zdecydowali się ich nie wysłuchać. Z dużym prawdopodobieństwem losy nowego studium również rozstrzygną się na sali sądowej, bo Greenpeace już podjął kroki prawne zmierzające do jego unieważnienia, a podobne działania planują też członkowie lokalnego Stowarzyszenia “Nie dla odkrywki Złoczew”.

W podobnej sytuacji znajduje się studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego dla gminy Złoczew, które zostało uchwalone pod koniec ubiegłego roku. W czerwcu studium zostało zaskarżone przez właścicieli kilku nieruchomości, które obejmuje. Mimo uwag zgłoszonych przez ekologów oraz mieszkańców na etapie konsultacji społecznych, radni uchwalili projekt studium z niemal identycznymi uchybieniami, które spowodowały unieważnienie w sądzie administracyjnym dokumentu planistycznego dla gminy Ostrówek.  

Radni obu gmin, tak ochoczo dający zielone światło na odkrywkę, zdają się nie pamiętać o jednej rzeczy – uzyskanie przez PGE koncesji na wydobycie węgla wcale nie oznacza, że PGE faktycznie uruchomi odkrywkę Złoczew. Przyznaje to zresztą sam koncern. Zapytany na walnym zgromadzeniu przez akcjonariuszy o to, jak zamierza pogodzić plany dekarbonizacji gospodarki z wydobyciem i spalaniem węgla z odkrywki Złoczew, odpowiada: “PGE kontynuuje działania mające na celu uzyskanie koncesji na zagospodarowanie złoża Złoczew w celu zabezpieczenia możliwości eksploatacji wybranych, najbardziej efektywnych bloków Elektrowni Bełchatów po wyczerpaniu obecnie eksploatowanych złóż. Realizacja inwestycji zależna jest jednak od przyszłego kształtu polityki klimatycznej oraz roli węgla brunatnego w polityce energetycznej kraju”.

Tymczasem już dzisiaj wiadomo, że polityka klimatyczna nie ulegnie złagodzeniu, a rola węgla brunatnego będzie malała. Jako kraj członkowski UE oraz sygnatariusz paryskiego porozumienia klimatycznego Polska jest zobowiązana do znacznej redukcji emisji gazów cieplarnianych i nie obędzie się bez odwrotu od węgla w energetyce. Trudno sądzić, że władze PGE nie zdają sobie z tego sprawy, ale nie dziwi, że postanawiają zostawić sobie (nawet mało prawdopodobną) furtkę i walczyć o zabezpieczenie możliwości eksploatacji złóż. Koncern energetyczny nie straci na tym, że będzie miał koncesję, z której nie skorzysta.

Poważne straty poniosą za to mieszkańcy obszaru, na którym planowane jest wydobycie. W chwili wydania koncesji całe gminy znajdą się w stanie zawieszenia, z zablokowanymi możliwościami rozwoju. Na terenie całej planowanej odkrywki praktycznie wstrzymana zostanie wszelka działalność budowlana i inwestycyjna. Nie będą wydawane nowe pozwolenia na budowę, banki nie będą udzielać kredytów ze względu na zabezpieczenie złoża, które ma na celu ochronę inwestora przed koniecznością wypłaty odszkodowań za ewentualnie wybudowane w tym czasie  domy i inne obiekty.

Cenę za trzymanie w odwodzie coraz mniej realnej możliwości wydobycia węgla przez PGE zapłacą zwykli ludzie – a to po ich stronie powinni stać lokalni włodarze.

Autorką komentarza jest Anna Meres, koordynatorka kampanii Greenpeace na rzecz transformacji energetycznej.