Komisja Europejska szóstego maja ogłosiła, że w czerwcu przestawi datę ostatecznego rozstania z rosyjskimi paliwami kopalnymi. Jednak deklaracje Brukseli wskazują, że jedno uzależnienie chce zastąpić innym. 

Zapowiadany przez przewodniczącą KE Ursulę von der Leyen dokument ma zawierać datę, do której wygaszony ma zostać import paliw kopalnych z Rosji przez firmy europejskie, a także opisywać narzędzia prawne, które umożliwią osiągnięcie tego celu. Wśród nich ma być nie tylko zakaz zawierania nowych kontraktów, ale i wsparcie dla anulowania wciąż obowiązujących umów bez ponoszenia przez europejską stronę kar finansowych. Przewodnicząca KE podkreśliła, że  nadszedł czas, aby Europa całkowicie zerwała więzi energetyczne z – jak się wyraziła – „niepewnym dostawcą”. 

Jednak obecnie zarówno Komisja Europejska, jak i Polska i inne kraje Unii przygotowują się do reorientacji na skroplony gaz (LNG) ze Stanów Zjednoczonych. O konieczności rozwijania infrastruktury importowej LNG wypowiadał się w ubiegłych tygodniach premier Donald Tusk. 

– Grozi nam zastąpienie jednego „niepewnego dostawcy” drugim. Sama Ursula von der Leyen, mówiąc o Putinie wymieniała ryzyka związane z takim importem: możliwość szantażu, przymusu ekonomicznego i niestabilnych cen. To samo robi od początku obecnej kadencji Donald Trump. Tymczasem premier Tusk udaje, że tego nie widzi. Zapłacimy za to słono wszyscy – mówi Anna Meres, koordynatorka kampanii klimatycznych Greenpeace Polska.  

Deklaracja  Brukseli zbiegła się z wyborem nowego niemieckiego kanclerza. Koalicyjny gabinet Friedriecha Merza, w którym obok konserwatystów z CDU-CSU zasiądą też socjaldemokraci z SPD ma zostać zaprzysiężony 7 maja.  Choć zarówno przyszły kanclerz, jak i minister spraw zagranicznych Johan Wadephul i minister finansów Lars Klingbeil (reprezentujący mniejszościowego partnera koalicji, czyli SPD) wielokrotnie publicznie odżegnywali się od krążących po Niemczech pomysłów reaktywacji importu rosyjskiego gazu i gazociągu NordStream, to niemieckie i światowe media wciąż poruszają ten temat. Nie tylko kręgi przemysłowe, ale i niektórzy deputowani obu partii koalicyjnych popierają powrót do tanich paliw od Putina, gdyby tylko zawarty został pokój pomiędzy Rosją a Ukrainą. 

– Stanowisko Unii Europejskiej i nowych niemieckich przywódców w kwestii importu gazu i innych paliw od Putina musi być  nieugięte. Greenpeace – zarówno polski, jak i niemiecki i europejski, absolutnie sprzeciwia się rojeniom o tanich importowanych paliwach kopalnych. Przechodzi ludzkie pojęcie, że ktoś w ogóle może głośno mówić o kupowaniu gazu z Rosji, kraju, który wciąż bombarduje cywilów w sąsiednim państwie. Ale naszych problemów nie rozwiąże też gaz od Trumpa. Będziemy za ten gaz płacić miliardy, które mogłyby zostać w Europie i być wydane na bezpieczne, odnawialne źródła energii, które mamy na miejscu – komentuje Anna Meres, koordynatorka kampanii klimatycznych Greenpeace Polska.