Komentarz Greenpeace na temat nowej strategii Polskich Sieci Elektroenergetycznych
W prezentacji PSE z pozoru wszystko wygląda bardzo dobrze. Deklarowany cel – zdolność do funkcjonowania systemu elektroenergetycznego po roku 2035 w warunkach produkcji bezemisyjnej – brzmi ambitnie, a nawet imponująco. Problem w tym, że pod tą atrakcyjną narracją kryje się poważna sprzeczność.
Strategia PSE do 2040 roku zakłada, że gaz ma pełnić w systemie rolę rezerwowej mocy – uruchamianej sporadycznie, głównie w okresach niskiej produkcji z odnawialnych źródeł energii. Tymczasem strategie największych spółek energetycznych traktują gaz jako trwały filar miksu energetycznego i podstawę wieloletnich, kapitałochłonnych inwestycji w nowe bloki gazowe.
To fundamentalny rozdźwięk. PSE projektuje system, w którym elektrownie konwencjonalne mają pracować coraz rzadziej, natomiast spółki planują inwestycje, które ekonomicznie mają sens tylko przy długiej i stabilnej pracy. W praktyce oznacza to przerzucanie ryzyka nietrafionych decyzji inwestycyjnych na odbiorców energii.
Bez jasno określonych granic czasowych i skali rozwoju energetyki gazowej, strategie spółek idą znacznie dalej niż wynika to z realnych potrzeb systemowych opisanych przez PSE. Zamiast elastycznego zabezpieczenia transformacji – opartego na magazynach energii i zarządzaniu popytem – rośnie ryzyko trwałego uzależnienia systemu od paliwa kopalnego i utrwalenia wysokich kosztów energii na dekady.
Prognozowana przez PSE struktura krajowego systemu elektroenergetycznego, w której OZE odgrywają znaczącą rolę, sprawia wrażenie neutralnej wizji transformacji. W rzeczywistości jest to jednak silny sygnał polityczno-inwestycyjny. Grafiki pokazują dominację odnawialnych źródeł, ale jednocześnie normalizują obecność gazu jako stałego elementu przyszłego systemu – bez wskazania momentu wyjścia ani ograniczenia skali jego roli. Wykazany w strategii brak przyrostu OZE po 2035 roku nie oznacza końca rozwoju odnawialnych źródeł, lecz koniec ambicji – OZE przestają wypierać paliwa kopalne, a gaz zostaje wizualnie utrwalony jako stały element systemu.
Taki przekaz miesza pojęcia energii i mocy. Dla opinii publicznej to „miks energetyczny”, dla spółek energetycznych – czytelna mapa zapotrzebowania na nowe moce gazowe. Prognozy nie pokazują, jak rzadko te bloki mają pracować, ile będą kosztować ani kto poniesie ryzyko ich utrzymania.
W efekcie gaz zostaje przedstawiony jako niezbędny element transformacji, mimo że – zgodnie z logiką samej strategii PSE – miałby pełnić jedynie rolę awaryjnej rezerwy. To napędza kolejne decyzje inwestycyjne i grozi utrwaleniem gazowej pułapki na następne dekady.
Jak wyliczył Greenpeace, w ciągu najbliższych dziesięciu lat rozwój energetyki gazowej wraz z zakupem importowanego paliwa kosztować będzie polskich obywateli od 200 do 300 mld złotych. Tymczasem nie wiemy nawet czy poniesienie tak horrendalnych kosztów jest rzeczywiście konieczne – PSE nie ujawnia bowiem danych i założeń stojących za prognozami, które uzasadniają tak ogromne plany inwestycyjne w sektorze gazowym.
Słusznie, że strategia PSE do 2040 r. podkreśla rosnącą rolę odnawialnych źródeł energii i konieczność szybkiej rozbudowy i cyfryzacji sieci. Jednocześnie dokument ten boleśnie pokazuje, jak kosztowne i ryzykowne jest wieloletnie zaniedbywanie transformacji i łatanie dziur w systemie rozwiązaniami doraźnymi. Do takich rozwiązań należy obecny wysyp projektów gazowych, które mogą opóźnić i osłabić realizację prawdziwego priorytetu: integracji OZE, magazynów energii i budowanie elastyczności systemu.
Odkładanie odejścia od paliw kopalnych oznacza nie tylko wyższe rachunki za energię, ale także pogłębianie ryzyka geopolitycznego związanego z importem paliw. To koszt, na który Polska – ani jej obywatele – nie powinni się godzić.


