Nowa strategia gospodarcza rządu zakłada rekordowe inwestycje, w tym inwestycje w transformację energetyczną. Jednak zapowiadanego przez premiera Donalda Tuska „roku przełomu” nie będzie, jeśli rząd nie odblokuje wiatraków. A o tej niespełnionej obietnicy wyborczej premier nie wspomniał.
Komentarz Marka Józefiaka, rzecznika i eksperta ds. polityki ekologicznej Greenpeace Polska
Inwestycje, inwestycje, inwestycje — na konferencji prasowej premiera Donalda Tuska i ministra finansów Andrzeja Domańskiego odmieniano je przez wszystkie przypadki. Politycy mówili m.in. o ważnych i potrzebnych inwestycjach w sieci energetyczne, morskie farmy wiatrowe czy biogaz. Zabrakło jednak choćby wzmianki o sprawie absolutnie kluczowej dla modernizacji polskiej energetyki, czyli o odblokowaniu taniej energii z wiatraków na lądzie.
Próbę przyspieszenia transformacji energetycznej bez odblokowania wiatraków można porównać do próby powrotu do formy, bez zmiany diety opartej na chipsach i hamburgerach. Niezdrową podstawą diety w polskiej energetyce jest dziś węgiel. Nie da się od niego szybko odejść bez rozbudowy elektrowni wiatrowych. Wiatraki są tanie, a na dodatek buduje się je bardzo szybko — sama budowa trwa kilka tygodni, a cały proces inwestycyjny, włącznie z planowaniem — zaledwie kilka lat. Dla porównania zapowiadana przez premiera Tuska druga elektrownia atomowa, o ile powstanie, to najwcześniej w latach 40, czyli za co najmniej kilkanaście lat. Na dodatek energia z elektrowni atomowej tania nie będzie. Tymczasem Polska potrzebuje taniej energii na wczoraj.
Elektrownie wiatrowe na lądzie mają największą szansę dać nam szybki zastrzyk taniej i czystej energii. Obecnie wiatraki o mocy 10 gigawatów produkują ok. 15% prądu w Polsce. O ile ich rozwój zostanie odblokowany — do 2035 roku może być ich prawie trzy razy więcej. 2035 rok to kluczowy deadline dla polskiej energetyki — w ciągu najbliższej dekady zostaną zamknięte wszystkie elektrownie opalane węglem.
Jeśli nie rozbudujemy wiatraków, miejsce węgla zajmie gaz. Jak na razie rząd premiera Tuska kontynuuje rozwój elektrowni gazowych zgodnie ze strategię energetyczną odziedziczoną po PiS-ie. W jej myśl w ciągu najbliższej dekady zużycie gazu w energetyce wzrośnie aż pięciokrotnie.
Stawiając na gaz, a nie OZE nie zbudujemy niezależności energetycznej Polski, bo już teraz olbrzymia większość gazu spalanego w naszym kraju pochodzi z importu. Co więcej, rząd nie obniży w ten sposób cen energii. Pamiętajmy, że gaz to drogie paliwo o niestabilnej cenie. Już teraz realnie tracimy na wyższych rachunkach za prąd z węgla i gazu. Brak odblokowania wiatraków — według Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej — kosztuje nas w tym roku 4,4 miliarda złotych. Dalsze zwlekanie z załatwieniem tej sprawy — tak jak zaniedbywanie zdrowia — może polską gospodarkę wpędzić w prawdziwe tarapaty.