(English version below – click!)
To było bardzo wyczerpujące doświadczenie, ale bardzo tęsknię za tym miejscem… Mimo, że spędziliśmy tylko 2,5 dnia w terenie, nie da się tego krótko podsumować. Dlatego pozwólcie, że opowiem wam historię jednej szczególnej wizyty w lesie.
Podróż przez ukraińską część Karpat w dzisiejszych czasach może wydawać się dość niezwykłym pomysłem, ale po dokładnym rozważeniu wszystkich za i przeciw, zdecydowaliśmy, że region Karpat jest na tyle oddalony od linii frontu, że możemy go odwiedzić przy zachowaniu niezbędnych środków ostrożności. Przekroczenie granicy przebiegło sprawniej niż się spodziewaliśmy i po 3 godzinach jazdy przez Ukrainę dotarliśmy do celu w rejonie Iwano-Frankowska.
Wiedziałam, czego się spodziewać, ale mimo to mijanie kolejnych ciężarówek załadowanych ogromnymi kłodami drzew, wywoływało we mnie mnie nieprzyjemny dreszcz.
Na początku chcieliśmy lepiej przyjrzeć się naszemu otoczeniu. Kiedy jesteś w górach, sprawa jest prosta – zwykle trzeba po prostu iść pod górę. Zaczęliśmy trasę w dość płaskim terenie, krętą leśną drogą. Drzewa w dolinie dawały nam cień, a pojawiające się od czasu do czasu strumyki zapewniały nam odrobinę przygody, gdy musieliśmy je przekraczać po śliskich kamieniach. Jednak ta część wyprawy nie trwała długo. Aby dotrzeć na przełęcz z dobrym widokiem na okolicę, nieunikniona była stroma wspinaczka. Zostawiliśmy za sobą dolinę i zrobiło się gorąco. Bardzo gorąco. Nie było to zaskakujące, biorąc pod uwagę, że musieliśmy przejść przez prawie gołą ziemię, na której pozostało tylko kilka mniejszych drzew i wiele pniaków. Tak – dotarliśmy na nasze pierwsze tego dnia miejsce wycinki.
Pięliśmy się pod górę – dysząc i pocąc się – aż w końcu, uff, dotarliśmy na szczyt (właściwie przełęcz, ale to był szczyt naszych ówczesnych ambicji). Widok był tego wart. Nie tylko ze względu na zapierające dech w piersi piękno, ale także ze względu na cenne informacje, które mogliśmy dzięki temu zebrać. Następnym razem, gdy będziesz mieć okazję spojrzeć na las z góry, zwróć szczególną uwagę na rozmieszczenie gatunków drzew i zajmowane przez nie tereny. Łatwo dzięki temu dostrzec obszary, w których interweniował człowiek!
Po krótkiej (zawsze wydają się za krótkie, prawda?) przerwie kontynuowaliśmy to, co okazało się najbardziej przygodową i niesamowitą częścią wędrówki. Stary lesie, nadchodzimy!
Powoli przedzieraliśmy się przez, nad i pod powalonymi drzewami i gęstymi krzakami. Podążając wąską, błotnistą ścieżką używaną przez zwierzęta, zapuszczaliśmy się coraz głębiej w stary las. Widziałam już kilka niesamowitych puszczy, ale ta wydała mi się naprawdę wyjątkowa. Z każdym krokiem byłam pod coraz większym wrażeniem, jakbym wkraczała do kompletnie innego świata.
I właśnie wtedy, gdy myślałam, że nie może być lepiej i że mamy szczęście spacerować po najbardziej zapierającym dech w piersiach górskim lesie, jaki kiedykolwiek widziałam, stało się coś jeszcze bardziej niesamowitego. Zauważyliśmy młodziutką sowę, siedzącą zaledwie kilka metrów od nas! Młody, puszysty puszczyk uralski, wyglądał jakby dosłownie na nas czekał. Trudno było powstrzymać podekscytowanie, ale wiedzieliśmy, że musimy zachować ciszę. Po chwili obserwacji wznowiliśmy marsz, jeszcze uważniej rozglądając się wokół siebie.
Schodząc, zauważyliśmy przed sobą polanę. Niechętnie skierowaliśmy swoje kroki w tamtą stronę, świadomi tego, czym może ona być… Ale ponieważ przybyliśmy tu nie tylko po to, by doświadczyć piękna Karpat, ale by odkryć prawdę, jakkolwiek brzydką, wiedzieliśmy, co trzeba zrobić. Niestety intuicja nas nie zawiodła. Z tętniącej życiem puszczy, weszliśmy w miejsce, w którym zostały tylko smutne szczątki tego, co jeszcze niedawno było pięknym, starym lasem.
Rozglądając się po tych zniszczeniach, trudno było uwierzyć, że niedawno był tu tak samo wspaniały las jak kilkaset metrów ponad nami. Otaczało nas błoto, połamane gałęzie i pniaki pozostałe po ściętych drzewach. Najgorsze jest to, że las na zboczach nad nami, dom puszystej sowy, nie jest w żaden sposób chroniony i może go spotkać ten sam los.
Odkryliśmy, że drewno z tego terenu kupiła firma Swiss Krono – jedna z kilku europejskich firm przykładająca się do dewastacji ukraińskich lasów Karpat. Niby nie powinnam się temu dziwić – rynek jest bezlitosny, a zakłady obróbki drewna z niecierpliwością czekają na kolejne dostawy. Czy jest to wyjątkowy starodrzew, czy jednogatunkowy las gospodarczy – nie ma znaczenia, kiedy zostanie zmielony i przerobiony na płyty wiórowe.
Gdy moje myśli stawały się coraz mroczniejsze, niebo zaciągnęło się równie mrocznymi chmurami. Wraz z pierwszym odległym grzmotem, musieliśmy zejść do doliny.
Kiedy dziś siedzę z laptopem i piszę te słowa, wracam myślami do widoku tej niewinnej młodej sowy pośród wysokich buków. Czy zmiana nastąpi wystarczająco szybko, by ochronić jej dom, nim będzie za późno? Tego nie wiem, ale jestem pewna, że w końcu się uda i przyroda niezwykłych lasów Karpat zostanie objęta należytą ochroną. Ale zanim to się stanie – nie możemy się poddawać. Jeśli udało Ci się dobrnąć do tego etapu mojej opowieści, mam nadzieję, że w ten czy inny sposób, będziesz nam towarzyszyć w staraniach o ochronę dzikiej przyrody.
Na koniec chciałbym wyrazić ogromne uznanie i podziękować naszej ukraińskiej koleżance i kolegom, którzy towarzyszyli nam w tej podróży. Słowa nie wyrażą jak bardzo podziwiam Wasze poświęcenie w tych niewiarygodnie trudnych czasach wojny. Jestem niesamowicie wdzięczna, że mogliśmy być na tej wyprawie wspólnie.
Travelogue #2: The Carpathian Expedition arrived in Ukraine
It’s been so exhausting, but I already miss this place so much.
Travelling through the Ukrainian part of the Carpathians might seem quite unusual these days, but after careful consideration we decided that this region is so far from the frontline, that we can give it a go after some necessary precautions. Crossing the border went smoother than expected, and after a 3-hour drive through Ukraine, we arrived at our destination in the region of Ivano-Frankivsk.
I knew what to expect, but still – passing multiple trucks heavily loaded with wood, while we got closer and closer to the forest, gave me an unpleasant shiver.
Even though we spent only 2.5 days on the ground, it feels impossible to summarise briefly. So let me tell you the story of one particular visit to the forest.
At first, we wanted to get a better look at our surroundings. When you’re in the mountains, the way to do it is clear – and it leads uphill. Following a forest road, we started walking. At first it was rather flat, with the trees in the valley providing us with shade, and occasionally emerging streams added a bit of adventure when we had to cross them using slippery stones. However, this part didn’t last long. To reach the pass with good views, a steep climb was inevitable, so we just had to face it. We left this nice valley behind, and it got hot. Really hot. It wasn’t surprising, considering that we had to walk through almost bare ground with only a few smaller trees and multiple tree stumps left. Yes – we entered our first logging site of that day.
Persistently, we kept walking and finally – breathing and sweating heavily – phew, we reached the top (well, a pass actually, but that was the top of our ambitions at that time). The view was worth it. Not only for its aesthetics but for the valuable insights it provided. Next time you have an opportunity to look at the forest from above, I suggest you pay special attention to the distribution of different tree species and the areas they cover. It’s so easy to spot the areas where human intervention has occurred!
After a brief (they always seem too short, don’t they?) break, we continued to what happened to be the most adventurous, and the most amazing part of the trek. Old growth forest, here we come!
Over, under and around, we slowly manoeuvred through fallen trees and dense bushes. Following a narrow, muddy trail used by animals, we ventured deeper and deeper. I’ve already seen some astonishing forests, but for some inexplicable reason, this one felt truly exceptional. With each step I was more and more amazed, and I felt increasingly disconnected from the outside world – as if I had entered an autonomous realm separate from ours.
Just when I thought it couldn’t get any better, and that we were fortunate to be walking through the most breathtaking mountain forest I had ever laid eyes on, something even more surreal happened. We spotted an owl, perched just a couple of metres away from us! Young, fluffy Ural Owl, looking as it has literally awaited us. Honestly, the excitement was difficult to contain, but we knew we had to remain silent. After observing it for a while, we resumed our journey, now scanning our surroundings with even greater care.
While descending, we noticed a clearing ahead. Reluctantly, we turned our steps in that direction – aware of the potential implications a clearing might hold… But as we came here not only to experience the beauty, but to unearth the truth, however ugly, we knew what had to be done.
Sadly, our intuition did not fail us. From the old growth forest, we entered the place where the old growth forest once thrived. Not anymore. Looking around at this destruction, I struggled to imagine that just months ago, this very location resembled the unimaginable beauty of the forest uphill. It is so difficult to picture the moist, green moss, when all that surrounds us is mud, broken branches and tree stumps. Yet, the real challenge lies ahead. That forest on the slopes above us, home of the fluffy owl, is not protected in any way. Meanwhile, the forest road leading here from the valley, clearly points in its direction… We discovered that the wood from this area was purchased by Swiss Krono – one of several European companies complicit in the destruction of the Ukrainian Carpathian forest. Though I shouldn’t be surprised – the market is ruthless and wood processing facilities eagerly await new deliveries. Whether it is an irreplaceable old-growth forest or not – it doesn’t matter when it gets ground and turned into particle boards.
As my thoughts grew darker, so did the storm clouds. With distant thunder echoing, we had to descend into the valley.
As I sit with my laptop today, my mind wanders back to the sight of that innocent grey owl amidst the towering beech trees. Will the change happen fast enough to protect its home, before it is too late? I have no way of knowing that, but what I am certain of, is that it will happen eventually, and that before it does – we have to keep going. If you have reached this point of my story – I hope you will be with us in one way or another.
Last, but not least, I would like to express my immense appreciation for our Ukrainian colleagues who accompanied us on this journey. Words fail to express the depth of my admiration for your dedication during these incredibly difficult times of war. But I am incredibly grateful that we were able to undertake this endeavour together.