Powierzchnia lasów chroniona na podstawie tzw. moratorium, czyli decyzji resortu klimatu ma się zmniejszyć aż o jedną czwartą — poinformował w czwartek 24 lipca wiceminister Mikołaj Dorożała. Chodzi o fragmenty najcenniejszych polskich lasów, gdzie wycinki zostały wstrzymane lub ograniczone w styczniu 2024 roku. Zamiast iść naprzód w realizacji obietnic wyborczych, rząd robi duży krok w tył.
Komentarz Marka Józefiaka, rzecznika i eksperta ds. polityki ekologicznej:
Ogłaszając rekonstrukcję rządu, premier Donald Tusk mówił, że rząd „musi się ogarnąć” i zapowiadał, że cele koalicji 15 października pozostają bez zmian. Poprawić ma się tylko skuteczność rządzących. Dawało to nadzieję, że rząd wreszcie przyspieszy z ochroną lasów. Do tej pory nowe rezerwaty objęły ledwie 0,15% z obiecanych w umowie koalicyjnej 20% powierzchni lasów, które miały być wolne od wycinek. Dzień później wiceminister Mikołaj Dorożała odpowiedzialny za przyrodę zakomunikował w Sejmie, że obszar objęty tzw. moratorium w sprawie wycinek będzie zmniejszony o ponad jedną czwartą.
Ten ruch pokazuje podstawowy problem rządu Donalda Tuska, czyli brak konsekwencji i skuteczności w realizacji obietnic. Do tej pory obszary realnie chronione objęły zaledwie skrawek najcenniejszych lasów, a rząd robi właśnie duży krok wstecz, zamiast iść do przodu. Tymczasem nadal na realną ochronę przed piłami czekają choćby Bieszczady czy planowane parki narodowe. W Bieszczadach leśnicy zlecają wycinki bez aktualnych planów urządzenia lasu. W najbliższej dekadzie planują cięcia na 92% powierzchni nadleśnictw Stuposiany i Lutowiska.
Rząd jakby zapomniał, że obietnice poprawy ochrony polskich lasów były jednymi z kluczowych postulatów, z jakimi partie koalicyjne szły do wyborów i cieszą się poparciem ogromnej większości Polek i Polaków.